Uczniostwo

Pięć powodów odrzucenia uczniostwa (część 1)

Article
09.07.2020

Siedem lat temu czasopismo „Christianity Today” poprosiło Johna Stott’a o ocenę rozwoju kościoła ewangelicznego. Stott stwierdził:

Odpowiedzią jest „rozwój bez głębi”. Nikt z nas nie chce kwestionować nadzwyczajnego rozwoju kościoła. Jednak w dużej mierze jest to tylko przyrost liczebny. Nie obejmuje on wystarczającego wzrostu w uczniostwie, który byłby porównywalny z wzrastającą statystyką.

Niestety, siedem lat później ocena ta nadal jest aktualna. Chociaż nasz wzrost był szeroki jak ocean, to jego głębokość często miała wymiar kałuży. Dlaczego tak jest? Gdzie popełniamy błąd? W nadchodzących miesiącach, chciałbym zasugerować pięć powodów dlaczego nie czynimy uczniami, lub przynajmniej, dlaczego nie robimy tego dobrze.

Na początku zastanówmy się jaka jest biblijna podstawa uczniostwa. Jest ich wiele, jednak kluczowym fragmentem są słowa Pana Jezusa zawarte w Ewangelii Mateusza 28:18-20:

Wtedy Jezus podszedł i powiedział do nich: Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego; Ucząc je przestrzegać wszystkiego, co wam przykazałem. A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do końca świata. Amen.

Mt 28:18-20 UBG

Czy polecenie, „idźcie i nauczajcie”, dotyczy tylko jedenastu apostołów, do których Jezus skierował te słowa? Czy też mają one zastosowanie dla każdego chrześcijanina?

Czasami tłumaczenia sprawiają wrażenie, że słowo „idźcie” zostało celowo podkreślone, stając się tym samym katalizatorem dla współczesnego ruchu misyjnego. Jednak nacisk w tym zdaniu pada na czasownik „nauczajcie”. Jeden z komentatorów ujął to tak: „Zasadniczo nakaz Jezusa nie dotyczy misji. Jest to polecenie, które sprawia, że czynienie uczniami staje się normalnym porządkiem i priorytetem Kościoła oraz każdego pojedynczego chrześcijanina”.

D.A. Carson wyciąga taki sam wniosek:

Nakaz jest dany przynajmniej tym Jedenastu, i to Jedenastu którzy już byli uczniami. Innymi słowy, sytuacja ta tworzy pewien paradygmat uczniostwa … wiążący wszystkich uczniów Jezusa – a mianowicie by czynili innych tym czym sami już są – uczniami Jezusa Chrystusa.

To wszystko prowadzi mnie do niepokojącego pytania. Jeśli sam Pan Jezus nakazał każdemu chrześcijaninowi „czynienie uczniami”, dlaczego nie wszyscy są temu posłuszni? Co powstrzymuje nasze kościoły przed byciem prężnie rozwijającymi się wspólnotami tworzącymi uczniów Chrystusa?

Chciałbym zasugerować pięć powodów – jeden teraz, a cztery kolejne w dalszym czasie.

Dlaczego nie czynimy uczniami? Ponieważ głosimy tanią łaskę.

Pamiętacie Dietricha Bonhoeffera, niemieckiego pastora i teologa? Zdefiniował on tanią łaskę w następujący sposób: „Tania łaska jest głoszeniem przebaczenia bez żądania pokuty, chrztu bez kościelnej dyscypliny. Komunii bez wyznania spowiedzi. Tania łaska to łaska bez uczniostwa, bez krzyża, bez Jezusa Chrystusa”. (Dietrich Bonhoeffer Naśladowanie 2017 Wydawnictwo CLC)

Co słyszą ludzie, gdy zwiastuje się ewangelię w twojej lokalnej społeczności? Czy słyszą: „Oczywiście, że zgrzeszyłeś. Ale wszystko zostało ci przebaczone. Jezus zapłacił cenę za twój grzech. Wszystko jest załatwione”.

Te słowa nie są jednak wystarczające. Problem polega na tym, że ta „ewangelia” nie zawiera w sobie żądania uczniostwa. Nie ma wymogu pokuty. Nie zwraca uwagi na świętość. Czy nie jest to sprzeczne ze słowami Jezusa? Ktokolwiek chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, weźmie swój krzyż i idzie za mną (Mk 8:34 UBG)

Jak mówi stary truizm, łaska jest darmowa, ale nie jest tania. Jezus zapłacił za nią swoim życiem. My również zapłacimy za nią własnym życiem, jeśli chcemy naśladować Chrystusa. Zaproszenie może zostać rozszerzone na wszystkich, ale tylko ci którzy są posłuszni wezwaniu Jezusa – zaparciu się siebie i wzięciu krzyża – przyjmą je.

Czy nauczamy tej ewangelii w naszych kościołach? Czy nasza ewangelia zawiera w sobie żądanie uczniostwa? Czy też głośno kaszlemy czytając Ewangelię Marka 8:34, a jej tekst zamieszczamy drobnym drukiem na deklaracji członkowskiej z nadzieją, że nikt tego nie zauważy zanim jej nie podpisze? Czy redukujemy koszt bycia uczniem w nadziei, że przyciągniemy więcej ludzi?

Inne pytania brzmią: Czy mówimy o Bożej miłości jako „bezwarunkowej”? Jeśli tak, to nieświadomie przyczyniamy się do problemu taniej łaski, ponieważ w pewnym sensie, Boża miłość wcale nie jest bezwarunkowa. Posłuchajcie co mówi David Powlison: „Prawdą jest, że Boża miłość nie zależy od tego co robimy, jest całkowicie zależna od tego co Jezus Chrystus uczynił dla nas. W tym sensie jest ona bardzo warunkowa. Ceną było życie Jezusa”. (God’s Love: Better than Unconditional, 11).

Jeśli nie będziemy uczyć „warunkowości” Bożej miłości, staniemy po stronie taniej łaski. Łaski, która nie wymaga radykalnego posłuszeństwa, a jedynie sennego skinienia głową. Łaski, która nie pobudza, a jedynie usypia.

Ewangelia nie jest warunkowa („Jeśli będziesz Mi posłuszny, będę cię kochać”). Ale nie jest również bezwarunkowa („Kocham cię niezależnie od tego czy jesteś mi posłuszny czy nie”). Ewangelia jest kontrwarunkowa („Kocham cię z powodu tego co uczynił mój Syn, nawet wtedy gdy nie jesteś mi posłuszny”). Posłuszeństwo Syna Bożego pobudza nas do miłości i wierności. Jezus powiedział: Jeśli mnie miłujecie, zachowujcie moje przykazania (J 14:15 UBG)

Obawiam się, że w naszym ewangelicznym pragnieniu uzyskania „decyzji” od słuchaczy, możemy sprawić, że wiele z tych „decyzji” będzie bez znaczenia. Jedną rzeczą jest „pomodlić się modlitwą grzesznika”, ale czymś całkowicie innym jest pokutować i wierzyć. Łatwiej iść wygodną ścieżką aniżeli drogą krzyża.

Jak uczynić łaskę „bardziej cenną”?

Co powinniśmy zrobić (jeśli mogę to ująć w ten sposób), aby łaska stała się „droższa”?

Po pierwsze, kiedy głosimy ewangelię, wielką pokusą jest nauczanie tylko o tożsamości i misji Chrystusa („Jezus jest Synem Bożym i umarł za grzeszników takich jak ty”). Jednak musimy głosić również Jego wezwanie: Ktokolwiek chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie, weźmie swój krzyż i idzie za mną (Mk 8:34 UBG).

Niech nikt z nas nie ma żadnych wątpliwości: chrześcijaninem jest człowiek, który zapiera się siebie i bierze swój krzyż. Oznacza to, że w naszym głoszeniu ewangelii nie wolno nam zapominać o tym, w jaki sposób czynił to nasz Pan. On wzywał ludzi, aby pokutowali i wierzyli (Mk 1:15 UBG). Nie można tego oddzielić od siebie. Nigdy nie możemy wbijać pomiędzy nimi klina w naszym nauczaniu, tak jakby „wiara” była czymś koniecznym do zbawienia, ale już „pokuta” jest ewentualnym dodatkiem dla naprawdę gorliwych chrześcijan. Zarówno wiara jak i pokuta są czymś absolutnie koniecznym w prawdziwym chrześcijańskim doświadczeniu.

Po drugie, kiedy ludzie pytają nas skąd mogą wiedzieć, że naprawdę są w Chrystusie, nie wskazujmy im na „modlitwę grzesznika” lub też wyjście do przodu w czasie wezwania ewangelizacyjnego. Biblijną podstawą naszej pewności wiary jest nieustanne podążanie drogą krzyża, a także przynoszenie owoców godnych pokuty (Mt 3:8 UBG).

Tania łaska może być łatwiejsza do „kupienia”. Ławki w naszych społecznościach będą pękać w szwach. Jednocześnie będziemy obserwować jak nasze kościoły wypełniają się ludźmi, którzy nie tylko nie są uczniami, ale także nie zamierzają nimi zostać, a już na pewno nie mają pragnienia nauczania innych. Stworzymy kulturę, w której uczniostwo będzie nieistotne.

Następnym razem przedstawię kolejny powód, dla którego nie czynimy innych uczniami.

Kliknij tutaj, aby zobaczyć drugą część serii.

Tłumaczenie Wierni Słowu.

Więcej artykułów na ten temat: