Członkostwo w kościele
Porządkowanie kościelnych list członkowskich (część 2): Lista troski
W jaki sposób, kierując się miłością, możemy usunąć członków z listy naszego kościoła, nie wywołując przy tym podziałów i nie raniąc uczuć członków, którzy pozostają w zgromadzeniu? Słusznym jest, aby pastor zainteresował się nadmiernie rozdętymi listami członków, które nie oddają faktycznego stanu osób uczestniczących w życiu zboru. Trudno jest jednak przewidzieć, jak zareagują ci, których chce ochraniać — mowa o wierzących, którzy są aktywni — kiedy usłyszą propozycję zawężenia listy.
Nieraz na naszych spotkaniach członkowskich mieliśmy (ja i pozostali starsi kościoła) do czynienia z członkami, którzy czuli się zranieni lub nawet wstrząśnięci, słysząc propozycję usunięcia (w procesie dyscypliny) ich bliskiego znajomego z listy członków. Za każdym razem, członek kościoła, który był tym wstrząśnięty, mówił to samo: „Wy, starsi, działacie zbyt szybko; nie macie wszystkich informacji!”.
Kilka lat temu pewna kobieta, Monika, która wcześniej była aktywnym i zaangażowanym członkiem kościoła, zaczęła być z niego niezadowolona. W ciągu kilku miesięcy jej aktywność zmalała, a komunikacja z nią uległa ograniczeniu. Docierały do nas, starszych kościoła, relacje z drugiej ręki o jej niezadowoleniu z naszego komplementarnego spojrzenia na role mężczyzny i kobiety oraz z powodu naszego finansowania pewnych projektów misyjnych. Jednakże nigdy nie zwróciła się z tym bezpośrednio do żadnego z liderów. Kiedykolwiek któryś z liderów zadawał jej pytanie, zawsze odpowiadała w sposób uprzejmy, nie mówiąc nic wprost. W końcu poprosiła o spotkanie z głównym pastorem, na którym przedstawiła swoją rezygnację z członkostwa. Również wtedy nie wyraziła żadnych konkretnych zastrzeżeń. Nasz pierwszy pastor przekazał tę informację starszym, a ci następnie przygotowali wniosek o przyjęcie jej rezygnacji, który miał być przedstawiony całemu zgromadzeniu na kolejnym zaplanowanym spotkaniu członkowskim. I tutaj sprawy zaczęły się komplikować!
Kiedy starsi przedstawili wniosek o przyjęcie rezygnacji Moniki, jedna z osób będąca członkiem kościoła, podniosła rękę i powiedziała: „Dzisiaj po południu jadłam obiad z Moniką i powiedziała mi, że nie chce rezygnować”. Nie podano żadnych innych informacji. Zgromadzenie utknęło pomiędzy dwiema sprzecznymi informacjami, a starsi znaleźli się w bardzo niezręcznym położeniu, ponieważ wzbudzało to wątpliwości odnośnie ich prawdomówności. Czy ktoś tutaj nie mówił prawdy? Czy starsi starali się usunąć Monikę, chociaż ona nie była jeszcze na to gotowa? Czy było to kierowane miłością? Czy było to w porządku?
Sytuacja Moniki dotyczyła faktycznej rezygnacji, ale zauważyliśmy, że aktywni członkowie zwykle protestują, kiedy ktoś jest dyscyplinowany z powodu nieobecności na nabożeństwach. Opuszczanie spotkań jest jednym z grzechów (Hbr 10:25-26), który najtrudniej poddać dyscyplinie, ponieważ jest on powszechny i nie wydaje się być tak rażący, jak zdrada małżeńska lub cudzołóstwo. Mało kto będzie przeciwny podjęciu działań dyscyplinujących wobec osoby zatwardziałej w swoim cudzołóstwie. Jednakże osoba, która funkcjonuje na obrzeżach kościoła, która od miesięcy nie uczęszcza na nabożeństwa, która wędruje po różnych kościołach, ale mimo to nadal ma relacje z kilkoma swoimi starymi przyjaciółmi w twoim kościele, jest najtrudniejszym i, prawdę powiedziawszy, najbardziej niebezpiecznym członkiem. Nie jest ani w kościele, ani poza nim! Jest zrażona i niezadowolona, ale z jakiegoś powodu nie chce odejść.
Z sytuacji dotyczącej Moniki wynikły dwie dobre rzeczy, które w dużej mierze usunęły obawy zarówno wśród starszych, jak i w zgromadzeniu. Po pierwsze, nasz kościół obecnie wymaga pisemnej informacji o rezygnacji. Można to zrobić poprzez e-mail, listownie czy nawet w formie notatki na samoprzylepnej karteczce. Taka informacja na piśmie eliminuje niezręczne sytuacje podczas spotkań członkowskich, takie jak zdarzenie z Moniką i jej przyjaciółką, która stwierdziła, że Monika nie chce zrezygnować.
Po drugie, nasz kościół stworzył coś, co nazywamy „listą troski”. Zanim przedstawimy jakąś osobę jako kogoś, kto powinien zostać zdyscyplinowany, podajemy zgromadzeniu na spotkaniu członkowskim wiadomość o tym, że jej imię znalazło się na tej „liście troski”. Starsi przedstawiają informację typu: „Krzysztof nie był w kościele od pięciu miesięcy. Starszy zboru Andrzej i pastor pomocniczy Piotr starali się skontaktować z Krzysztofem telefonicznie i poprzez e-mail. Jednakże Krzysztof żadnemu z nich nie odpowiedział. Dlatego umieszczamy go na „liście troski”. Jeśli ktoś z was przyjaźni się z Krzysztofem, prosimy, aby się z nim skontaktował, powiedział, że go kochamy i zachęcił, aby na nowo przyłączył się do naszej wspólnoty. W przeciwnym wypadku na kolejnym zaplanowanym spotkaniu członkowskim usuniemy jego nazwisko z listy członków z powodu braku uczestnictwa w nabożeństwach”. Nawiasem mówiąc, w naszym kościele spotkania członkowskie odbywają się co drugi miesiąc.
Zwróć uwagę, że wskazujemy imię osoby (Krzysztof), powód naszego zaniepokojenia (brak obecności na spotkaniach), kroki, które już podjęliśmy (Andrzej i Piotr starali się z nim skontaktować) oraz czego zgromadzenie może oczekiwać za dwa miesiące (wniosek o zdyscyplinowanie). Mówimy również, aby osoby, które posiadają informacje bezpośrednio dotyczące sprawy, porozmawiały z nami po spotkaniu — imiona osób z „listy troski” są ogłaszane, ale nie omawiane od razu.
Po co taki kłopot? Zbyt wiele razy byliśmy świadkami tego, że szatan wykorzystywał świeżość lub nagłość przedstawienia wniosku o zdyscyplinowanie na naszych spotkaniach. Bywało tak, że starsi przez wiele miesięcy próbowali bezskutecznie pracować ze zniechęconym członkiem kościoła i wielokrotnie było to robione bez informowania zgromadzenia o tych zmaganiach. Kiedy następnie zgromadzeniu przedstawiany był wniosek o zdyscyplinowanie, informacja ta była dla wielu niespodziewana. Czasami gremium kościoła przyjmowało wiadomość bez zastrzeżeń. Jednak czasami było to dla nich wstrząsem. I nawet w sytuacji, gdy zgromadzenie było skłonne przyjąć wniosek starszych, dawało się wyczuć pewien opór. Pytania bez odpowiedzi wisiały w powietrzu i cały proces zdawał się podkopywać zaufanie zgromadzenia do starszych. Jednakże wraz z wprowadzeniem „listy troski”, zaczęliśmy zwracać się do zgromadzenia z naszymi obawami co do jakiejś osoby, zanim przedstawiany był postulat formalnego działania dyscyplinującego.
„Lista troski” rozrosła się i obejmuje znacznie więcej niż tylko przypadki nadchodzącego dyscyplinowania. Obecnie obejmuje również inne kwestie, takie jak potrzeby członków wynikające z problemów ze zdrowiem lub finansami. Czasami sami członkowie prosili o umieszczenie ich na „liście troski”, aby zgromadzenie wiedziało, że przechodzą przez okres, w którym potrzebują, aby okazać im szczególne zainteresowanie.
Nie publikujemy „listy troski”, ale na spotkaniu członkowskim (zamkniętym dla osób niebędących członkami!) ustnie przekazujemy członkom kościoła, kto znajduje się na liście. Pozwala to uniknąć potencjalnie niepożądanego zakłopotania. Ta prosta koncepcja daje wiele korzyści. Po pierwsze, usunęła element „wstrząsu”, który szatan zdawał się regularnie wykorzystywać. Po drugie, chroni starszych przed nieuzasadnionymi oskarżeniami. Po trzecie i najważniejsze, angażuje cały kościół w modlitwę i zachęca członków kościoła do kierowania próśb o powrót do kościoła i prowadzenie życia zgodnego z tym, do czego zobowiązali się w przymierzu. Z radością stwierdzam, że po latach korzystania z „listy troski” kwestie, które kiedyś dzieliły – teraz jednoczą, wzmacniają i chronią zarówno kościół, jak i relacje między liderami a zgromadzeniem.
Tłumaczenie: Wierni Słowu
Korekta: Ewangelia w Centrum